piątek, 27 marca 2009

"Gra o cos wiecej" cz. 5

Ok! mam wielka ochotę napisą cto opowiadanie, wiec prosze:





"Gra o coś wiecej"


cz. 5



z uwaga wpatrywałąm sie w kulę, jqak w telewizor, pokazano tam całe moje zycie. od nardzoin. dowiedziałam sie, że moji rodzice, czyli Kamaria i Baspef rozwiedli sie, gdy miałam roczek, a wałsnie wtedy miałąm sie uczyc czarów. widziałąm ich kłótnie, kto mnie zabierze, bo oboje mnie nadal kochali. moje oczy powoli napełniały sie łazmi, jak widziałąm co ze mna zrobili. za pomoca swoich czarów przenieśli mnie na apnfu. reszte już znałąm. zaadoptowała mnie pewna kobieta, kiniAA, kóra miałą juz córke, 1sakure1. lecz niestety, szybko mnie porzuciła. potem pracowałam jako modelka dla 1sakury1, lubiałysmy się. ona mnie fotografowała, a ja pozowałam. potem z nia straciłam kontakt, ale znalazła mnie nowa, to soma, i nastepna... i znowu tak samo... tak dorastałam. mimo tego, nigdy nie zdawałam sobie do końca sprawy, z emoje zycie jest smutne. sama sobie dałam radę, parcujac to jako sprzedawczyni, to jako kelnerka, i inne jeszcze miałąm prace. miałam przyjaciół, ale w miłosci tez nie bło zbyt duzo szcześćia. potem zrobiłam schronisko, zaadoptowałam trzy bolisie. i tak zyłam... ale przed tym do panfu przybyła kamaria, podiziwiałam ja... zawsze chciałam umieć czarować... raz nawet wydawało mi się, że kamaria przechodzi obok mojego domu, i ze chce zadzwonic, ale nie zrobiła tego... mozę sie baął, ze bedę na nią zła... a moze dowiedziałą sie ze Baspef przybywa do panfu, i że bede chciałą sie do niego, nie do niej przyłaczyc... i obrazy w kuli sie skonczyły. miałą mjuz szklanki w oczach. kamaria westchnełą i powiedziała:
-też to widziałąs, prawda? nie ma sensy, bym ci wszystko tłumaczyła, sama wszystko rozumiesz...
-Nie!-przerwałąm jej- nie rozumiem, czemu mnie tu pożuciliscie, czemu mnie tego wczesniej nie powiedziałąs, dlaczego... dlaczego ja oberwałąm za wasze kłótnie...!
-labiaczko, poczekaj...- ale już bło za późno. uciekłam z wieży nim zdołała mnie zatrzymac. przebiegłam chyba całe panfu. biegnac przez miasto spotkałam tamaki
-Hej labaiacz....
-zostaw mnie!!!-krzyknełam wyrywajac sie niej. otworzyła usta, ale nic nie powiedziałą. ale mnie to nie obchodizło! nic mnie nie obchodziło! moja "wędrówka" skończyła sie na plazy. na szczescie nikogo tam nie było. stanełam przed i morzem, wziełam garśc piachu, i nagle poczułąm wsobie ejszcze silniejszą złosc
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!- Krzyknełam i rzuciłam piachem w morze. z oczu zaczeły mi płynac łzy. usiadłam i zaczełam płakać. tak nie płakałam jeszce nigdy. moze plłakałam godzine, moze pół, a moze 10 minut, tego nie wiem. Gdy tam płakałam nic nie myśląc, nagle poczułam czyjaś ręke na swoi ramieniu. nawet sie nie odwróciłam. doskonale wiedziałam, kto to był...
-Zostaw mnie! już wolała bym nigdy nie mieć matki, niż mieć taka1- byc morze te słowa przebiły jej serce, ale mnie to wtedy nie obchodziło... no bo to miałą byc matka? dla mnie to była obca kobieta, która nie wiediząła, co to uczucia... Ona otworzyła usta, i wyglądała, jakby miała cos powiedziec, ale jej nie dałam
-Musze isć- powierdziałam i poszłam, tak właściwie, naprawdę musiałam isc. na szczeście do dżungli blisko z ży. byłam duzo wczęsniej, wiec oparłam sie o ściane i obserwowałąm ludzi kórzy się zbierali, nagle... ujrzałąm tabitka który gawedizł z... matymatykiem! zdębiałam!
-cześć- tabitek usmiechnoł sie. a był to piekny usmiech! matematyk tez obdarzył mnie usmiechem, ale nie tak pieknym. nie oceniac po wygladzie, nie oceniać po wyglądzie myślała.
-tez lunisz karty?
-nie, znaczy tak, znaczy...-co powiedzxiec? poza tym, tabitek wyglądał, jakby ciagle tylko grał w piłke i jeźdźił na deskorolce
-słyszałem od matymatyka, że bierziesz udział, i wygrałaś pierwszy mecz. gratuluje.
-dzieki- zarumieniłam sie. na szczęście zaraz rozległ sie dzownek:
-prosimy o zajmienie miejsc widzów i zawodników.
usiadłam.. tablica wyświetliła w co gramy, graliśmy w remika. fart!
wziełam do reki karty. były kiepskie...
to tyle, sorka ze tak mało, ale nie mozecie dalej czkeac, nie/ miłęj liektury

środa, 18 lutego 2009

"Gra o cos wiecej" cz.4

Dobra,mu sze to w końcu napisać xD oto czwarta czesc "Gry o coś więcej" miłej lekturki:





"Gra o coś więcej"
cz. 4


Mniam, chrr, hm... auuuu!- obudziłam sie w swoim domku. na pietrze, na łóżku z zasłoną. wstałam, i zaszłam po moim orygnalnym zejsciu. bolisie jeszcze spały. Uśmiechnełam się. nie miałam ochoty robić sniadania, wiec wziełam jedno z ciastek z mojej "ciastkarni" jak zwykle były pyszne! Miałam na sobie oczywiście pidżame, różową z falbanakmi. nie chcący ją pobrudiłam. Jutro wezme tą niebieskią, żółta jak niebieska sie pobrudzi, pomyślałam. wszystkie były takie same, tylko miały inne kolory. Gdy tak jadłam, nagle przypomniałam sobie swój sen. jak goniłam agusie, potem gdzieś wleciałam, do jakiejś kryjówki, ona coś tam mówiła, że mam ocalic panfu. heh! Dziwny był ten sen- tylka taki jakis realistyczny...
- Ding Dong!-moje rozmyslania przerwał dzwonek. dziwne. kto to moze byc o tej porze? Juz miałam otworzyć drzwi gdy mimo chodem spojrzałam na piętro i ujrzałam swoje odbicie w różwoym lustrze. O matko! Niebieskie włosy były rozczochrane i pobrudzone jakimś starym papierem. hmm. dziwne, skad on sie tam wzioł? Lecz nie rozmyślałam długo, ponieważ włosy to nie była jeszcze taka katastrofa (zawsze są rozczocharne, ale teraz były wyjatkowo bardziej) za to różowa sukienka pidżamowa była cała upaprana bitą śmietana z ciastka.
-O matko!- poleciałam do szafy. obok niej leżały zmiete ubrania. te, które miałam wczoraj na sobie. pewnie sie potknełam i ubrudziłam ubranko. -przełknełam slinę i nie wiedzieć czemu, nagle miałam wrazenie, że to jednak nie był sen...
-Ding Dong!
-Idę!-wrzuciałam na siebie jakieś ubranka, które w połączeniu wyglądały jak ubranie fryzjera. poleciałam do łazienki i zmyłam te skrawki starych gazet. starych gazet... mnóstwo ich było w tej kryjówce... w tym śnie.
-Ding dong!
-No juz!- rekami przygładziłam włosy (żadego efektu) i poleciałam do drzwi (czyli kotary xD)
Otworzyłam. Omatko. stał w nich jakiś przystojniak. miał czarne, długie i tak samo jak moje rozczochrane włosy, lecaz jego wyglądały, jakby miały takie być. na jednym oku namalowanom miał gwiazde, taka czarną i czerwoną obrubką. Na sobie miał czarna, cisnawo-luźną bluzke z czerwonym bolisiem i szerokie, szare spodnie. całości dopełniały nie zawiązne ei eleganckie białe buty. kolor siersci czerwony. całosć- 6+ Był piekny! No i widać ze w moim typie. a jego usmiech! taki łobuzerski i ... szczery!
-Cześć!
-C-cześć-nie wiem czmu, ale sie jąkałam.
-Jestem tabitek. niedawno sie tu przeprowadziłem, i chciałbym kogos poznać. widziałam jak tu wchodzisz. pomyslałam sobie, że dziewczyna z takimi fajnymi, niebieskimi włosami nie moze być dretwa.- o matko! on chwali moje włosy! miałam ochotę zemdlec!
-dzieki! twoje włosy też są fajne. A tak w ogule to jestem labiaczka.- zaczełam sie drapać w tył szyi. uśmiechnełam się.
-to, moze wyszkoczymy gdzieś razem po południu?
-Jasne! To znaczy... nie mogę...
-czemu?- jakos zmarkotniał , no alejak mu miałam powidzieć, że turnieju karcianym???
-Ja.. no... yyy... Musze... isć do sklepu!- wymówka moze nie najlepsza, ale innej nie mogłam wymyślic.
-No, chyba nie będziesz robic zakupu cały dzień?-powiedział śmiejac sie. Jeszcze pomysli ze jestem modnisia!
-nie, ale... Muszę zrobic pranie (to akurat było pocześci prawdą) i posprzątac chatkę!- moze sie przekona?
-A, no, to szkoda. Moze jutro?
-Eeeee, a mozę wieczorem? wtedy jestem wolna?
-Ok! może wyskoczymy pograc w piłke przy ksiezycu? lubisz?
-uwilebiam!
-No, to jestesmy umuwieni. Pa!
-Pa!-Zamknełam "drzwi" i nie wiedziec czemu krzyknełam na cały pokuj! ojc! bolisie sie opbudziły!
-Hej!
-Co sie stąło?- Wymamrotałą Easter (Dziweczyna bolis w paski)
-Nic! zaraz wam zrobie sniadanie.,
-A od kiedy masz taki dobry humor robiac sniadanie?-sprintek (bolis chłopak, czarny) musiał sie wszystkiego czepiac!
-Od dzisiaj- swoim wzrokiem sprawiłam, że cała trójka (sprintek, easter [inaczej Tęczówka] i czuprynka [dziewczynka bolis, różowa]) sie juz nie odezwała. Zrobiłam śniadanie, i poszłam sprawdzic o której jest kolejny mecz kart. Ogłoszenia znalazłam na dyskotece.
-Hmm, o 15. mam trzy godziny- wymamrotałam, i w oczy rzuicły mi się słowa zapisane malenkim druczkiem i nagle, jak za dotkneciem czardziejskiej różdzki, przypomniałam sobie wszystko- jak odczytałam maleńkie literki, jak zostałam wylosowana do turnieju, jak odwiedziła mnie agusia, jak goniłam ją po plaży, jak weszłam do tajnej kryjówki... i jak bez sił opadłam na ziemie, a potem obudziłam sie w swoim łózku.
-Czyli to nie bł sen, to sie działo naprawde... ale kjak ma ocalic panfu od zatoniecia? nawet pudzian nie ma tyle siły, by je z powrotem wyciagnac (;))-przełknełam sline, i poszłam na balokon zamku, a z tamtad do wiezy kamari. przy okazji napiłam sie coli z automatu. w wieży była tylko kamaria. na szczęscie. postanowiłam rozwikłać ta zagadke.
-witaj!-kamaria przywitała mnie, i ijakos dziwnie sie zaczerwnieniła, a ja chyba tez-co cie tu sprowadza.
-Jestes czarodziejka, tak? Ja mam pytanie, które mnie nurtuje od długiego czasu.
-Jakie? usiadz.-wskazała na krzesło obok stolika ze szklaną kulą.
-Ja.. chciałabym wiedzieć... to...- Nie mogłam wydusić tego z siebie. ale musiałam. Jęsli nie teraz, to kiedy?
-No ,powiedz. nie wstydz sie!- Kamaria usmiechneła sie troskliwie. znów przełknełam sline.
-Wiec, ja... chce wiedzieć... to takie trudne... ale musze.... chce.... musze... i mam prawo... wiedzieć.. kto...kim... są... no... moi rodzice!- mówiac ostatnie słowo podniosłam głos. kamaria przygryzła wargi, a ja, nie wiedziac czemu, poczułam w sobie okropną złosć! myslałam że sie żuce na kamarie, i nie wiedziałam dlaczego....
-Nie wiesz, kim są?-spytała sie. owijajać wszyskto w bawełne.
-nie.-odpowiedział oschle.-ale ty wiesz. wiem, ze wiesz!
-No, dobrze. postaram sie cofnac czas, i zobaczyc kim oni są...-Spojarzała w swoja kule.w jej oczach dostrzegłam łzy. Złosc zmala, ale jeszcze nie znikneła. A wiec teraz zobacze, dowiem sie, czy to co, powiedziała agusia, to prawda. po raz trzeci przełkneła mslinę. myslac ze nic w niej nie zobacze, spusciłam wzrok na kulę, i, o dziwo dostrzegłam....
Ok, to tyle. mało, ale nie mam weny, dlatego tez tak późno... teraz postaram się dawadx notki co tydzen, dwa tygodnie, co do błedów ortograficzynch- nie jestem słownikiem! ma prawo popełniac. mam nadzieje ze sie podobało! to bye!

czwartek, 29 stycznia 2009

"gra o coś więcej" cz.3

Dobra! chyba musze to zrobić. oto trzecia część trzeciego opowiadanka na moim blogu:

"Gra o coś więcej"
cz.3


Rozprostowałam kartke i z wolna przeczytałam nagryzmolony na niej tekst:
"spotkjmy się za pieć minut na plaży. czekam na ciebie" i dalej jakieś dziwne znaki.rzłknełam śline wziełam kurtke i pobiegłam na plaze. mimo, ze miałam jeszcze dwie minuty (sprezyłam się xD) ona już tam była. siedziała tyłem, ale jakby mnie zobaczyła bo zaraz uciekła.
-Hej.. poczekaj..!-wbiegła za jakąś rozwalającą sę budke. pobiegłam za nią. ona zanurkowała w krzakach. zrobiłam to samo..i nagle poczuklam ze spadam1 zaczełam krzyczeć, ale chyba nikt mnie nie słyszał. tunel prowadzi chyba do wnęrza ziemi. ale agusia9 też tu skoczła, a może nie? Uch! na szczęscie wylądowałam na jakiejs stercie styrpianu. wszędzie było ciemno. zastanawiałam się jak głęboko jestem, i czy zdołam się z tąd wydostać. wstałam i zaczełam się rozglądać. o pomieszczenie było średniej wielkości, nigdzie nie było dzwi ani okienżadnego otworu oprócz tej rury. wszedzie walały się gazety. jedne widac nowsze, drugie wyglądały, jakby się miały zaraz rozsypać ze starosci. od niechcenia wziełam jednaą i przeczytałam rocznik. co??? pisao jak byk: 1349sta. otworzyłam ją. nagłówek jeszcze bardziej mnie zdiwił. "to już koniec panfu. zatonięcie wyspy jest nieuniknione" dziwne.. z treści artykułu wynikało, że panuf ma zostać wciągnęte pod wode. przełknełam śline. to niemożliwe. przeciez panfu jest!!! odrzuciłam ą gazete, która zaraz po uderzeniu w ściane rozsypała się. wziełam następną.ta sama wiadomośc. na wszystkich gazetach byla ta sama wiadomoś: panfu miało zatonąć! każda miał innyrocznik. oc co chodzi.
-zaskakuące, co? zdrętwiałam.ktoś tu jest?no i nawet nie zauważyłam kiedy zapliło się światło, przeciez przy nm czytałam!
-jak tu weszłaś?-krzyknełam, sama nie wiedząc do kogo. - przecież t nie ma drzwi!- oddychałam cieżko. nie wiedziałam czemu, ale chcaiło mi się płakać.
-to moja kryjuwka. wiem o niej wszystko.- tajemnicza postać wyłoniła się w mrok. był to agusia! tylko ze miała na sobie jakąś bałą szate z złotymi rękawami. na głowie te same włosy. i to wszystko.
-to co przeczytałaś stanie się także w tym roku-powiedziała i uniosła rękę. zaczełą sie świecić. nie mogłam wydusić z siebie słowa. nagle, przed czami pojawiły się obray. była to przyszłość? czy przeszłośc?nie wiedziałam.widzałam jak panfu staje sie coraz miejsze. słyszałam krzykii płacze pand.panfu całe znikłoz powierzchni ziemi. jakby.. utoneła! po całym morzu, czy ocenia, zresztą nieważe.wszedzie były oandy. krzyczały. wolały o pomoc,ale ona nie nadeszła. błagały o przeywrucenie panfu. ale wypsa nie wypłyneła. pandy umierały z imna, lub toneły. widziałam koniec panfu. koniec pand. już kniec. koniec.
-nie, dość, DOSC!!!!!!!!!!!TY, TY POTORZE! PRZESTAN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- zaczełam krzyczeć, miotać sie po całym pokoju, aż obrazy ustały wziełam jedną z azet i żuciałm nią w agusie. nawet nie mrugneła, tylko machneła ręką odbijając gazete.
-nie ja to powoduje- osłupiłam.
-więc kto?-chciałamwyjaśnien. -to co mi poazałaś, to były tortury, dlaczego to robiałaś?! hej! odpowiedz!
=ponieważ gdybyś tego nie zobaczyła, nie była byś zdolna uratować panfu.
-co?-spojrzałam na nią. - co.. co mi chcesz przez to wmuwić?
=że ty jedna możesz uratować panfu przez włąsnie zgładą.
-dlaczego ja?i skad sa te gazety?
-usiadz. wszystko ci opowiem- usiadłam przy stole, w miejscu w którym mi wskazywała.zaczeła opowiadać
-co kilka pokoleń w twojej rodzinie..
-ja nie mam rodziny-przerwałam jej. nie miałam jej tak właściwie nigdy. nie widział anisowjego taty, ani mamy. rodziny, które mnie adiotiwały, każda z nich mnie nie hciała i odrzucałs. miałam tylko bolisie, iprzyjaciuł. nie miałam rodziny.
-masz.
-kogo?-krzyknełam.nie wiedzieć zemu, gotował sie we mnie złośc.
-matką twoją jest osoba o mocach czarownicy, mieszka w nnajwyżeszej wieży w panfu. jej imie to kamaria.
-c-co? t-to nie mozliwe, ja... ja nie umiem czarowac.
- a pro=ubowałaś?
-tak,toznaczy.. nie.. ale to niemozliwe, żeby kamaria była moja matką ona przyjechała tu niedawno. nie była tu w czasie moich narodzin.
-bo nie narodziłaś się tu.
- nie? jak to? to gdzie?
-w dalekim miejscu..
-w pandanda?
-nie..
-w clubpingwine?
-nie, tam sa pinwiny. w pandaku
-w.. pandaku?
tak to odległa wyspa. gdy się urodiłaś, niedługo po tym twoi rodzice zaczeli się rozłanczać. kamaria chciała dobrro, a ojciec zło..
-a kto to był?
-baspef
-c-co? a-ale
-posłuchaj do końca. oni zaczeli się kłucić. bo jedna chciała pomagać, drugi krzywdzic. mogli by sie rozwieść, ale oboje chcieli miec przy sobie ciebie, kochali cie równie mocno. mimo, iż to było dla nich trudne, postanowili cię porzucić na daleką wyspe, panfu. byłoa ona największa ze wszystkich, i ktoś mógłby się tobą zająć.postanowili, ze kto pierwszy dociebie dotrze, powie ci kim jst będzie sie mógł tobą zajać. kamria dotarła na wyspe pierwsza. ale przewidziala że baspef zaatakuje, i nie powiedziałą ci kim jest. ojciec nie hciał dac za wygraną, i zaatakował panfu. poddał się jednak, widząc że go nienawidzisz, za późno zrocumiał swój bład. to jest twoja rodzina.
-och... ale. o co chodzi z tym pokoleniem?
-cała wasza rodzina umie czarować ty także. ale co klika pokoleń rodzi się wyjątkowe dziecko w towjej rodzine. musi ono ocalić panfu przed zagładą, zatonięciem.
-ale jak?
-każda z twojego pokolenia robi to inaczej nie moge teogdradzić.
0mam jeszcze jedno pytanie. skad te wszystkie gazety?
-to nie są gazety panfu. to są gazty które ja sama pisze przed każdą zgładą i zbieram tutaj.
-jestes.. jesteś nieśmiertlena/
-można tak pwoiedziec. z tej krjówki wychodzę dopiero gdy nastaje czas zagłady panfu.
-ale..
-na dziś dosć pytań.-machneła reką, a ja nagle poczułam sie strasznie słabo. po chwili bez zmysłów upadłam na ziemie.

c.d.n.


sorcia że takie krótkie xD. mam nadzieje ze się podobało. no to paptki!
aha, to jeszcze spisik od agusi9 dzięks!

sliczny! (sorcia, że tk późno go wstawiłam xD)

sobota, 17 stycznia 2009

"gra o coś więcej" cz.2

Tak się ciesze że coraz więcej pand zachwyca się moimi opowiadaniami i oczekuje drugiej czescie "gry o coś więcej" oto i ona:
PS mam nadziejej że sie spodoba!

"Gra o coś więcej"
cz.2


Serce zaczeło mi bić szybciej. spojrzałam na oślepiając swiatło.
-I mamy już szczęśliwca!-krzyknął prowadzący. Szczęsliwica! Taa, jasne!- Nie wiedziałam czy mam się rozpłakać, czy krzyknąć. Nie wiedziałam nawet czy sie smcuce czy ciesze. jasne światło padało wyraźnie na pande o niebieskich włosach. na pandę imieniem labiaczka. na mnie. przełknełam śline. na lewej ręcej napisane miałam słowa "ocal panfu" które znalazłam na plakacie.
-Prozimy, prosimy na środek!-prowadzący domagał się najwyraźniej okrzyków radości. uśmiechnełam się krzywo, mimo iz nie miałam na to najmniejszej ochoty.
-I-idz!-odezwał się matymatyk. nie miałam wyboru. mimo iż nogi miałam jak z waty ruszyłam na środek. prowadzący poparzył z obrzydzeniem na moje sławne niebieskie włosy. odopowiedziłam mu grymasem. co on sobie wyobraża!
-brawa! oto nasza wylosowana uczestniczka! jak masz na imie, szczęsciaro?- dalej mówił z całym przekoaniem, ale teraz jakby mniej energicznie.
-labiaczka-odpowiedziałam, starając się na obojętność.
-gratulacje, labiaczko! teraz możesz zmierzyc się z naszymi innymi uczestnikami! a oto twój pierwszy przeciwnik! polina!-z grymasem usiadłam obok niej i uśmiechnełam się krzywo. spojrzała na mnie spod łba. miała czerwony kolor siersci, jakąś obcisłą bluzkem z kosmita, (nawet fajna też mam taką, tylko ta wygląda jakby miała o kilka numerów za mało na nią) i długa, szar sukienka z węzłami. na głowie miała blond włosy ciasno spięte w kok. wszystko razem wyglądała, no, ochydnie! spojrzałam na kupke kart. przeciez ja nawet nie wiem w co gramy! sama umiałam grać tylko w wojne, i troszeczke w remika, nic poza tym!
-a teraz, losusjemy w jaką partyjke gramy!-i na sciane pokazał się jakiś komputer. na nim widniał napis "stolik nr 1" i zaczoł losować. grają w remika. miałam nadzieje, że mi się tez trafi. "stolik nr. 2" czyli ten komputer losuje, w co ma grać dany stolik. nieźle . nawet ciekawy ten konkurs. szkoda tylko ze nie siedze na widowni. dobra. "stolik nr. 5" ha1 to nasz1 sobra. losujemy. literki na komputerze zaczeły wiorwac i zatrzymały suę na... wojna! ha! świetnie! tutaj chodzi o szczescie. nie najlepiej, ale z umiejętnosciami miałabym jeszcze mniej szans
- zaczyamy!- wziełam karty i rozdałam. zaczelismy gre. moja rzeciwniczka wyglądała na skupioną. w wojnie??? przeciez tu nie trzeba sie skupiac. widać tez było że jest nie zadowolna z wylosowanej gry. trudno! ja jestem. mineła minuta. 2.3.4.5. pół godziny. prawie wszyscy już skończyli. ta panda, która widziałam w mieściewygrała i cieprliwie czekała az reszta skończy grać. u nas ył remis. po godzinie graliśmy jus tylko my i eygrywałam! ok. została jej ostatnia karta. zobaczmy! wziełam pierwszą karte z przegu izanim ją polłożyłam, spojrzałam co to jest. trójka? nie, tą nigdy nie r=wygram! a już miałamnadzieje ze wreszcie zakończe ten mecz i przejde dale. z rezygnacją położyłam ją na stole. moja przeciwniczka szyki8m ruchem (nawet nie spojrzała na swoją karte) połozyła swoją na ostatnią karte na stole. spojrzałam na nią i... zdębiałam! to był farta! miała dwójke! wygrałam!
- brawo! mamy już pierwszych zwycięzców! gratulacje! za chwile rozegramy pierwszą partje,ale teraz zas na przerwe!- uff! nareszcie koniec, jestem wykończona. lecz zanim zdążyłam wyjść z sali, zaczepiła mnie a (chyba) kujonka, która spoktłam w mieście
-hej! neźle, a chciałaś wyrzucić ten bilet. no i widzisz, dopisało ci szczećie!- usmiechneła sie. no nie wioem, było coś w jej wymopwie kujoskiego, alenawet nie spojrzała na moje włosy. hmmm, jeszcze kogos takiego nie widziałam, kto wie, może jest nawet fajna?
- nazywam się agusia9- imie najzwyczajniejsze, jakie mogło by być. ae było cos w niej takiego dziwnego, tylko nie wiedziałam co....
- musze iść!-wyrwało mi się i zapominajac o wszystkim pobiegłam do swojej chtki, było dośc daleko, bo moja chtaka znajduje sie obok boiska, zamku wulkanu, a byliśmy przecież w jaskini, w dungli. gdy tam dotarłam, od razu zaczełam pisać opowiadanku, a wordzie, tak tylko dla siebie. napisałam otym ze ta aguisa jestniezwykłą pandą,obdarzoną niepandzą mocą, która miała ocalić panfu. kryła się ona pod najzwyczajniejszym nickiem w całym panfu. akurat w chwili, gdzyskończyłam zadzwonił dzowonek do drzi. ponieważ komp znajudje sie blisko ich zaraz otwarłam dzwi. nikogo nie było! to nie możliwe żeby ten "ktos" ta szybko zninoł, przzeciez chatka jest na drzewie! mimowoli (dalej stojąc w drzeac) obrócilam się i obejrzałmswój domek...
-szukasz czegoś?- niemozliwe! obróiłam się znowu twarzą do drzwi. stała w nich... agusia! przed chwila jej nie było!
- tak szybko pobiegłaś do chatki ze zapomniałas sprawdzić kiedy jest następny turniej. przeciez wystawili wiadomość dopiero jak skonczyliśmy grać.
-dzięki- burknelam. nyslałam ze sobie pujdzie, ale nie, ona weszła do chaki bez ostrzeżenia i siadła prz sttoliku, gdzie była moja maszyna do robienia castek, znało je całe apfnu! były pysznitkie! ale ona nawet na nie nie spojrzała!
-ciacho>- spytałam ze sztucznym uśmiechem. zawsze się wszystkich pytałam o toQ
-dzięki- wzieła jedno, i ze swoojej kieszeni wyciagneła chuseczke. zaczła powoli jejśc. dziwne, zwykle wszyscy zajadali je po jednym kęsie i ,nawet nie pyając, brali więcej gdyż maszynka działała non stop.nie przeszkadzałp mi to, nawet byłamz tych cich dumna!
- nieźle grałaś-no wiadomo! zobiłamdumną mine! -ale tk własciwie to zaedzięczas zycięstwo tylko swojemu szczęściu- skąd mogła widzieć jakgralismy, że w ogule nie używałam mózgu?siedziała na drugim koncu sali!
-za to twja partnerka była świetna. dziw, że przegrała- tego byłop za wile!! za kgo ona sie ma? no, i kim jest? skad miże wieidzieć kto dużo myślia kto nie, skoro gralismy w wojne??????????????? musialam sie opanowacm, żeby jej nie wyzucić.
- wow! nasz pięterko, nie wszystkim to sie udaj, choć wiele by chciało, no, ale tez wiele nie wpadło na ten pomysł-mamnadzieje ze tobie terz sie uda, pomślałam. bez pytania weszła na góre (ale skąd wiedziała jak? mechanizm wchodzenia był skomplikowany...) i zaczeła sie rozgladac. weszłam za nią.
-ładnie tu. to twój pokoik, nie?
-tak, nie mam rodzeństwa, a ty?- nie wiem czemu, ale jakoś to pytanie wyrwało mui się...
-och, ja...tego... no... hmm, ja... właściwie- widac było że jest zakłopotana-musze już iśc!- dodała szybko i nawet na mnie nie spojrzała tylko szybko wyszła. cały s=czas była obrócona, jakb nie chciałami pokazać swojej twrzy. zeszłam na dół. już jej nie był. no, i nie powiedziła mi kiedy sa te nastepne zawody. cos mi się wydaje, ze to nie byl powód jej wizyty... westchenłam, włożyłam na siebie sweter i już miałam isc zobaczyc ermin zawodoów, gdy zobaczyłam na stoliku obok maszynkido ciastek świstek papieru. podeszłam i drżącymi rękoma rozprostowałam go...

cdn.

piątek, 16 stycznia 2009

"gra o coś więcej"

dziękuje ci baaaaaardzo, pando agusia9 za przesliczną łapke, i dodanie mi wiary! bo już mślałam ze nikomu się nie podobaja moje opowiadanka :( a tu agusia9 pisze komcia ze blog jest super i opowiadania takze, a oto nagroda od niej:
a skoro to blog o opowiadanioach, to oto opowiadanko, z dedykacja... dla agusi9!

"Gra o coś więcej"
cz.1

Cała podniecona chodziłam po tarasie zamku. Za godzine miało sie odbyć mistrozstwa panfu w jezdżeniu na deskorolce! ija miałam na nie bilet! ale co zrobic w tśą godzine? wiem! pójde do sklepu kupić sobie ubranie deskorolkarza! oczywiscie, miałam dziesiec takich par, ale skoro mam kaske... xD niestety, nie mogłam brac w tych mistrzostwach udziało
u, bo niedawno, gdy trenowałam, skręciłam kostke wyklnując najtrudznieszju trik (i na co mi to przyszło? przecież nie umiem jeszcze tego!!!)byłam strasznie zła, akle z czasem zaczelam się zastanawiać jak to jest kibicowac swoim dawnym wrogom, i nawet mi się spodobało bycie kibicem. teraz, na stadionie miały się odbyc pojednyki grupowe, kto wyjdzie z grupy, kto nie! niemogłam sie doczekać tych pojedynków! ale, gdy właśnie miałam wejsć do sklepu, ktos zawołał:
-H-hej! L-labiaczka!
-O nie!-pomyślałam. to był kujon panfu, matymatyk! cialge sie jąkał, zamiast czasem wyjsć na swieże powietrze przesiadywał nad książkami, ciagle patrzył się (nie z kpina, ale jakby z rozdrażnieniem) na moje niebieskie włosy, a co najgorsze, podkochiwał się we mnie!!!! miał n sobie niałą koszule z czrwoną kokardką, czarne (tak wyprasowane ze mozna było się zaciać o kant!) spodnie, jak zwykłe rzylizane blad włosy i okrągłe okulary. słowem- nie mój typ! oczywiscie, nie miałam ci przeciw kujonom, sama też nieźle sie uczyłam ale on... on nie widzi nic poza książkami (najlepiej podreczniki! a szczególnie ten do matematyki) operai róznymi nudnymi konkursami matematycznymi, polskimi itp.
-czesć!- starałam się uśmiechnąc, ale chyba zamiast tego wyszedł mi grmyas, a czasu, którego na tyrasie była ogromna ilosć, nagle okazało się ze jest go ylko tyle, by zdązyć na stadion.
-C-czesć! Uff! N-na szczęście z-zdążyłem! p-posłuchaj! mam dla ciebie b-bilety na d-dzisiejszy konkurs karciany! T-to za dwie godziny! M-mam nadzieje żeprzyjdziesz! N-no to pa!- tak szybko jak sie pojawił, tak szybko znikł! i dobrze, nie ma czasu na jakiś tam durny konkurs karciany! już miał mwyżucić bilet od smieci, gdy usłyszłam
-Hej!-odwróciłam się. ujażałam jakąś kolejną kujonke, o blond włosach, spływajacych na jedno oko (ale nie całkiem) ustach umalowanych na różowo, i filotewo-białom bluske z paskiem, mnóstwem falbanek i kołnieżykiem.-dlaczego wyżucasz bilet na dzisiejszy konkurs? wiesz ile osub dało by wszystko by sie tam znalesć?- taaa. na pewno! poyślałam,kto by tam chciał isć na jakiś konkursik, gdy tutaj odbywają sie mistrzostwa deskorolkaskie?
-śpieszy mi się!-uciełam krótko, odwróciłam się na pięcie i poszłam w kierunku słychać krzyków ani jakiegos porwadzacego! gdy doszłam do stadionju, zdębiałam! nikogo tam nie było! rampa stała pusta, i tylko ja tam byłam. co jest??? nagle spojrzałam na płot, na którym była jakaś karteczka. na reklamie turnieju deskorolkowego naklejona była czerwona wstążka z napisem "odwołany"
-Cooooooooo?-wyrwało mi sie z buźi. na szczęści nikogo nie było. zastanawiało mnie tylko, dlczego nie ma tu pand które grają na rampie? albo biegajacych wokół niego? nie mówiac już o cosobotnim kursie joggi! cos tu niegra, pomyślałam wlokąc się do chatki. nagle, mójwzrok powędrwał na drugie ogłoszenie na płocie. było to ogłoszenie tego konkursu kacianego. z ciekawości zaczełam czytać:
-Serdecznie zapraszamy wszystkie zainteresowane pandy na konkurs karciany... blablabla... Niezwykła niespodzianka, z posród widowni zostanie wyłowiony kolejny uczestnik... blablabla... nagrodą jest Cooooo? Milion pinażków? ale to jeszcze nie koniec, ten kto wygra dostanie dożywotni rabat na wszystkie produkty panfu!!!!!!- OMG! nie wiedziałam! a ja ma bilety! tylko... nie umiem grac w karty, wiec nawet jak mnie wylosują z widownina pewno nie wygram! no cóz, warto sie chocaz dowiedzieć, kto wygra. już miałam odejsć, gdy nagle, na dole reklamy zobaczyłam napisane maleńkim druczkiem napisik. gołymi oczyma migdy bym tego nie przepisała. na szczęście miał przy sobie lupe.
-Hmmm, osal, nienie, tu jest "-c", ocal palny? nie, to coś nie ma ognoka, to "-u" ocal palnu? nie, tu nie ma żadnej kreski, ale po "-n" coś jeszcze jest, hmm, to taki ogonek, a na nim kreska, a tak, to "-f" czyli... ocal panfu??? -nie zropzumiałam tego, ale zaraz pobiegłam do jaskini, gdzie sie odbywał konkur! o rany! nawet w dzungli był ogromny tłok! cudem się przez niego przedarłam, i podałam kasjerowi bilet. zdazyłam dosłownie w ostatniej chwili, pech chciał że miejce miałm obok... matymatyka. uch! ok, nie ptrzeć na niego, nie ptrzeć...
-hej, jak myślisz kogo wybiora?-zgadał, na moje nieszczęscie
nie wiem-odburkneła-ccii, chce słyszec-dodałam, by się zamknął. nagle, na srdoku jaskini na podwyższeniu zapaliło się światło oswietlając tylko mówiącego (wcześniej był ciemno)
-Drgoie pandy! zanim rozpoczniemy konkurs, dowiemy sie która panda a widowni będzie mogła zagrać razem z innymi graczami!-kliknoł cos, i swaitła (tym razem trzy) zaczeły wirować na widowni. jedno zgasło. dwa pozostałe zwiększyły tempo. drugie zgasło. trzecie wirowało najszbyciej jak i mogło, i zatrzynało sie na...

ciąg dalszy nastąpi!

środa, 7 stycznia 2009

"kamienie z błota"

wczoraj mi się nie chciało dodawać więc dodam dzisiaj. oto obiecane opowiadanie:

"kamienie z błota"
z zanlezionego dziennika prehistorycznej pandy SmallPandy
pierwsza cześć hisotri
środa, 22 czerwca
-ach! ranek! ide na dwór mamo!- ,drogi dzienniczku, ten dzien zaczoł się jak zwykle. wstałam rano, gdy słońce było centymetr nad horysontem, poszłam na dwór. wielkie przestszenie błota zawsze mnie fascynowały, a jednocześnie czułam do nich wstręt. pobiegłam na pole błota gdzie wszystkie małe pandu się zawsze zpotykały i lepiły różne kształty w błota. ja się znikim nie spotykałam, bo nikt ze mną nie rozmawiał. uważali mnie za dziwaczke, bo bardziej niż oni (dużo bardziej) uwielbiałam się bawić błotem. no cóż, ż prawie, a nauczy się robić kamienie z błota! rozumiesz to, drogi dzienniczku? kamienie z błota. wszyscy mnie będa podziwiać! och, właśnie ten dzień, mimo że zaczoł się jak wszystkie, ptaki nie zaśpiewały mi przed hatką, słońce nie oświeciło mnie oślepiającym balskiem, dzisiejszy śnieg będzie niezwykły! bo dzis naucze się jako pierwsza robić kamienie z błota!
sobota, 25 czerwca
drogi dzienniczku, ten dzień był okropny! lepić kamienie nauczyłam się robić w czwartek, nie sobote, ale dzis chciałam to wszystkim pokazać. byłam pewna ze wszyscy pandą z podziwu! ale nikt, nikt nie wykazła podziwu. rtylko mrukneli że poco ich tu zaciagneła, zeby robić jakieś dziwne twarde błoto które nazwałam kamienie? no bo nikt wczesniej nie wiedział jak to się nazywa, te nazwe wymyśliłam ja! ale po co się męczyłam? po nic. ech...
poniedziałek, 27 czerwca
dziś jeszcze raz spubowałam zrobić podziw, bo wpadłam na super pomysł! mam zawsze narzeka że droga do naszej kochanej hatki z gliny jest cała w błocie, że wszystko jest w błocie! 2więc zaczełam robić takie długie kamienie które się nie zapdały w błocie i wyłożyłam z nich taką ściezke, ale mama powiedziała ze mam to zaraz zabrać, że te ostre kamienie będą ranić nasz łapki żenia! to całe robienie kamieni na nikim nie robi najmniejszego podziwu!!! ale jest bardzo fajne, fajniejsze od lepienia zamku, ale gdy patrze jak inne mamy chwalą inne małe pandy za zbudowanie wieży fajnegi ksztaży to coś mnie ściaska w żołądku, bo mnie mam za robienie kamieni nie chcwali, wrećz przeciwnie. nawet na mnie za to krzyczy! mam nadzieje że moje kamienie się na coś zdadza.
środa, 29 czerwca
mimo ze nikt tego nie chciał dalej robiłam kamienie. nawet udało mi się zrobić takie duże, ogromne, większe od nas kamienie! i jeszcze do nich przyczepiłam błotem mniejsze, tak ze da się na nie wspinać! ale tylko klika, bo że pandu powiedziały ze one śmiecą, i wyżuciły je nad wode, tam nigdy nikt się nie zapuszcza, podobnie jak na wulkan. według niektórych szamanów wulkan wybuchnie i zniszczy całe panfu! według innych to się stanie, ale wczesniej wszystkie pandu zgnią przez to, że błoto zacznie je wciągać. oczywiście, te kamienie są tam nadal ale boje tam się zapuszczać, bo podobno błoto jest tam bardziej wciągliwe, a jak się wejdzie w tą wode, czyli takie przeźroczyste błoto, tylko mniej gęste, to zginiesz! więc nie moge, już robić kamienie, nawet tyvch małych, bo podobno pandy się kaleczą o nie! to nie fer! w ogule przestane się już bawić błotem, to jest dla małych pand!!!
niedziela, 3 lipca
drogi dzienniczku, przepraszam ze tak dawno nie pisałam, ale na panfu zdazyło się coś strasznego! już wiem, dlaczego wszystkie pandu które się tam zapuszczał już nie wracały! tam żyje okropny stwór! ma białe futro z czarnymi łatkami! to coś pożera wszystkie pandy! i dlatego nie pisałam, bo uciekaliśmy, on potrafi z łatwością zniszczyć nasze hatki z błota! z kamienia by ni zburzył, a wszyscy odrzucili mój pomysł na budowanie hatek z kamienia!!!!! jesteśmy teraz ukryci w jamie pod wulkaniem. brr! ale tu jest strasznie! niktórych potworny stwór zjadł, a niektórzy ukryli się w dżundli w zarośliach, inni zakopywali się w błocie, ale zaden się nie wykopał! ale się boje! nie mam nic do roboty, bo nie ma tu żadnego błota, same kamienie! czyli ktoś pierwszy je wynalazł? smutno mi trochę. szamani mówią, że ten potwór tu zlazł, bo od dawna nikt nie chodził na wulkan, więc nie miał kogo pożerac! boje się! a jeśli mnie pożre? brrrrrr...
środa, 6 lipca
dużo pand zgineło. potwór znalazł naszą kryjówke, i nielicznym udało się cucieć. mi się udało. biegłam naprzód, a za mną wszystkie ocalałe pandy. los chciał, że biegnąc dotarliśmy nad wode. nie było ucieczki! zaczełam się wspinać na kamienie które tam wyrzucono, a wszystkie inne pandy za mną. było nas mało, lecz ledwo zdążyliśmy, i ledwo się zmieściliśmy. potwór już chciał zucić sie na wszystkie pandy stojące się na jednym z kamieni, gdy nagle zdazyło się coś, co od dawna przewidywali szamani. błoto zaczeło wciągac potwora! on się szamotał, ale to nic nid ało. błoto go wciągneło, i po godzinie zaczeł osie obniżać. w końcu całe znikło! na ziemi leżał ciało potwora! o rany!
piętek, 8 lipca
uznano mnie za bochatera! i słusznie. z kamienia wykuto mój pomnik, i postawiono nad jeziorem. nie było z czego budoawać chatek, więc zaczeliśmu budować drzewa z takich małych kuleczek, które wyczarowali szamamny! z tego wyrośnie takie drewno w zielonym czymś, takie porsotokąciki zielony, itp. nie mogę sie doczekać!żniejsze! potwór zostawiał po sobie wielkie ślady, podobne do naszych, ale większe! kiedy błoto czaseło się obniżać, w ostaniej chwili wziełam błto z tym śladem i zrobiłam z tego kamień!
ta opowiesć jest fikcyjną wersją teori pojawienia się kamienia z wielkim odciskiem. postacie nie są w żadne sposub powiązane z panadmi o tym samym nicku.
autor: panda labiaczka
autor dziennik: (fikcyjna) starożytna panda SmallPanda
co było potem?
ta opowiesć jest fikcyjną teoria pojwaienia sie na plazy łapki wykutej w kamieniu którą odnalazła panda Tamaki na początku myśleliśmy ze ślad zostawiły wielkie pandy zamieszkujące niegdyś panfu, lecz późnej ta sama panda Tamaki ze być moze slad zostawił potwór, którego sierść można zobaczyć w przedsionku zamku. moja teoria wyjaśnia skąd powstał ślad, być maże mała pdna zgubiła go na plaży, i tajemnice pomniku przed zamkiem. (zamek zbudowano po wykuciu w skale małej pandy) w mojej teori kiedyś na panfu było tylko błoto, nic więcej. jeśli któraś panda jeszcze czegoś nie rozumie z mojej teori, niech pyta wkomentaru, odpowiem na to pytanie.
do następnej opowiastki!

poniedziałek, 5 stycznia 2009

mało komów, mało notek

buuuuuuuuuuuu! nie kokmentujecie mojego bloga! co, nie spodobała wam się opowieść o titanicu? szkoda! że dam następną? ale nnie dziś, dziś nie mogę, dam jutro. powiem tylko o czym: pamiętacie ta łapke, którą tamaki znalazła na plaży? jeśli nie, to tu macie jej bloga: >>klik<< to opisze jak ta łapka mogła powstać. pisałam to ui niej w komentarzu, tutaj to rozwine!

papa!

PS pamiętać, komentować!

niedziela, 4 stycznia 2009

"Titanic na panfu" cz.3



"Titanic na panfu"


cz.3


Gdy zeskoczyłam złóżkam, poczułam... wode! cłą ziemie pokrywała cienka warstwa wody. Wiedzieliśmy ze trzeba uckiekać. ubrałam się i zaczełam pakować. lecz nim zdązyłam to zrobić, doi mojego pokoju wtargneli ludzie pracujący na statku, zrzucili z góry szafy kapoki i krzykneli:
-zakładac kaopki!- to wszystko, lecz od razu zrozumiałam co się dzieje. Statek tonoł! zostawiłam wszytko i razem z bolsiami na ramieniu i gracją obok pobigłam do wyjscia na gróe statku. pingwina zobaczyliśmy już na schodach. prawie wszyscy tam byli, bo brama do wyjścia była zamknieta. na nic się nie zdały krzyki, najpierw do szalup wchodzili pasażerowie pierwszej klasy.
nie wiedziałam co robić. gracja też łamała głowe. nagle zobaczyłam tamaki, która podbiegła do bramy i coś powiedziała do strażnika stojącego przy bramie. on kiwnoł jej i odszedł. ledwo zniknoł za horysontem, ona otworzyła btrame i powiedziała:
-dobra, wychodzić!- nikomu nie trzebało tego powtarzać. wszyscy od razu zaczeli wychodzić. jak byłam przy niej spytałąm się, jak jej się udało spławić straznika.
-to proste. powiedziałam mu że on jest strasznie potrzebny na górze, a tutaj zaraz przyjdzie inni, więc ona mu klucze przekaże. snaks też to robi.
-a snaksior?-spytałam ze strachem!
-on dostał się na dół i wszędzie cie szuka.- gwałtownie zawróciła. i przy okazji przekazałam gracji moje bolisie. powiedziałam że zaraz wróce i żeby się o mnie nie martwiła. biegłam losowo po korytażach. na szczęście go zobaczyłam, lecz teraz musieliśmy wyjść z tego piętra. nie pamiętałam, jak tu doszłam. doszliśmy do schodów, lecz był zamknięte. nie mogliśmy wrócić bo cały dolny korytaż zalało! snaksior chyba coś dostrzegł, bo zanurkował po chwili wyłowił się z kluczami. woda dosięgała nam już do szyi! zaczoł nerwowo przeklęcać coraz to nowe kluczyki (był ich całe pęczek!) po zamku. gdy ledwo oddychaliśmy, w końcu drzwi się otworzyły. weszliśmy na góre. nagle usłyszeliśmy płacz. należał on do małej pandy. nie mogliśmy jej zostawić! snaksior wzioł ją na ramię i uciekliśmy. nagle jednak jakaś panda wyjrzała zza korytaża, i krzycząc coś po jakimś innym języku, wzieła dziecko i pobiegła w strone drzwi za któymi, piętrzyła się ściana wody.
-nieee!!!!-zaczeliśmy krzyczeć, ale za późno. drzwi zostały wyważone wodą, a mała panda i jej rodzic utoneli. nam się jednak udało wejść na schody. wyszliśmy na otwartą przestrzeń statku. nie było szalup! (wzięto o połowe za mało) podobno na dziobie było ich więcej. poszliśmy tam, lecz nie brali mężczyzn1 nie chciałam nigdzie wyruszać bez snaksiora. w oddali w szalupie zobaczylismy snaksa i tamaki.
-nie wsiąde do tej szalupy!-oświadczyłam nagle
-nie bądzi głupia! mósisz to zrobic!- snaksior nie chciał mnie zatrzymać
-nie!!!!-uparłam się-nie bez ciebie!-lecz mężczyzn nie brali.
-musisz iśc!- w końcu uległam. lecz patrząc na niego nie mogłam wytrzymac. wyskoczyłam z niej, a była to ostatnia szalupa.
-bez ciebie nie ide!-krzyknełam
-choć! musimy jak najdłuzej zostać na pokładzie-nie było innego wyjścia. statek zaczoł się ustawiać do pionu. zaczeliśmy się piąć w góre. w końcu się udało. dobiegliśmy na dziób, który akurat był w górze! tam gdzie się poznaliśmy! snaksior złapał się płotku i objoł mnie w pasie. statek już prawie był w pozycji pionowej, gdy nagale całe światło na nim zgasło. musiał wybuchnać odpowiadający za to urządzenie. i nie wiem czy ten wybuch, czy może przeciążenie, ale coś spowodowało pęknięcia titanica na dwie części. jedna z nich poszła na dno, a druga, na której byliśmy my poleciałą na wodę, zalewając setki pand które spadły ze statku. lecz nie na długo staliśmy w pozycji poziomej, gdyż zaraz potem statek znów zaczoł się ustawiac tak jak poprzednio.
-musimy się przemiescić!-krzyknełam i razem ze snaksiorem wdprapaliśmy się na tą część płotu, która był (gdy statek normalnie błynoł) siekrowana w tył, a teraz w góre. zatrzymaliśmy się dopiero gdy statek dokłednie się ułożył do pionu. wiele pand spadało, inee kurczowo trzymały się płotów, drabinek i innych rzeczy. po kilku minutach poczuliśmy ze coś nas wciąga pod wode. to statek tonoł! spanikowałam. tak czy siak, na szczęście obaj mieliśmy kapoki, lecz nie wiedziałam, czy one wygrają w konkurensji z falami. byliśmy już prawie w wodzie. głęboki wdech i... zanurkowaliśmy do lodowatej wody. trzymaliśmy się za rękę i omal nie utoneliśmy. udało nam się jednak wynurzyć z wody. wokół nas krzyczało półtora tysiąca pand i pingwinów. niedaleko dryfowało 20 szalup. na zawracały, mimo naszego krzyku. sama jednak zaczełam płynąć ku nim. Musimy przezyć! mętliło mi się gdzieś w głowie. lecz zmęczenie wzieło góre. razem z snaksiorem staneliśmy, choć bliżej łodzi, nadal daleko. złapaliśmy się baltu jekiegoś stołu, zresztą nie wiem czy to był blat czy coś innego. ważne ze było to coś, o co mogliśmy się oprzeć. robiło się coraz ciszej. połozyłam głowe na tym "czymś" i zamknełam oczy. nie wiem ile tam leżałam. może 5 minut, może godzine. pamiętam tylko, ze gdy otworzyłam oczy ujrzałam słabe światło. była to łódź!
-snaksior! - powiedziałam, ale byłam tak słaba że brzmiało to jak szept.
-snaksior! płynie tu łódz! snaksior! snaksior... snaksio...-powoli do mnie dochodziła gorzka prawda, lecz jeszcze w to nie wierzyłam. z uporem powtarzałam swoje. lecz sytuacji która się stała, nie dało się zmienić. snaksior umarł. musiał zamarznoąć jak wiele innych pand i pingwinów. na poczatku położyłam oczy na blacie i chciałąm zasnąć. zasnąć i obudzić się przy nim, w ciepłej kajucie. lecz to było niemożliwe! a skoro płyneła tu łódx trzebało to wykorzystać. zaczełam krzyczeć, ale nie było to głośniejsze od normalnej wymowy. nie widziałam co robić, gdy nagle przpomniałam sobie o kapoku. przeciesz przy nich często sa gwizdki. znalazłam swój i zaczełam gwizdać. usłyszeli! zawróili! weszłam do nich do łodzi, zostałam otulona ciepłym kocem. nagle zobaczyłam, ze jestem w tej samej łodzi co tamaki. jej brat, snaks był w innej. cichyma głosem zapytała się, gdzie jest snaksior. spusiłam oczy, byle tylko nie patrzec na nią i wyeptałam
-nie żyje..- ona nie zrobiło tego co się spodziewałam, nie wybuchła płaczem. tylko wyszeptała:
-spodziewałam się tego...- i wtluiła się w swój koc. już chciałam sie położyć i zasnąć, gdy nagle czyjaś ręka złpapała sie za burte łódki. podciągneła się i panda która się wyłoniła wysapała:
-podwieziecie mnie?-to była gracja! zaczełysmy się obściskiwać i opowiedziałam jej całą historie, od poczatku do końca. potem zasnełam. obudziły mnie krzyki pand. wołały one do statku, który nadpływał. zabrali nas i wszystko było już dobrze. dla pand które nikogo nie straciły, nie dla mnie. zobaczyłam, że bogata, Aniani i jaskrawa przeżyły. ale niegdzie nie było znajomego pingwina. moje bolisie cały czas były przy gracji, lecz niestety, słabsza czupryneka zgineła. niestety, blosis gracji takgze umarł, gdyż choroba połączona z lodowatą wodą była dla niego za wielka. na tym statku szcześliwie dotarliśmy do ameryki. patrzyłam na statue wolności i myslałam:
-gdzie ta wolnoś? gdie jest ta wolność, którą nie mogłeś się cieszyć, snaksiorze? - potem wszystko potoszyło się bardzo szybko. spędziła w ameryce miesiąć, a potem szczęśliwie wróciłam na panfu, i wszystko zaczeło się toczyć normalyn rytmem.
KONIEC
bochaterowie histori nie są we żaden sopsoub powiązani z prawdziwymi pandami o tym samym nicku. opowiada: panda labiaczka
autor: labiaczka
podana historia zdażyła się naprawde, lecz bochaterowie niej są fikcijni.

Titanic na panfu cz.2

oto druga część opowiadania:

"Titanic na panfu"
cz.2
Udało się! zdązyłam! nie mogłam w toi uwierzyć! byłam w niebie szukając swojej kajut!
- Sq24, hmmm, gdzie ona jest? o, mam...
trafiłam do jakiejś nory! były tam trzyłóżka, toaleta iszafa. i to wszystko! jedno łóżko było piętrowe, a drugie miało tylko to na górze, bo na dole był same deski. zajełam to samotne łózko. okazało sie, że pokuj dzieliłam z jedną inną pandą z panfu i jednym pingwinem z club pengiun. rozpakowałam się, i zaraz poleciałam zwedzac statek. był ogromny! zasługiwał na swoją nazwę! weszłam na dziób. wrażenie było niesamowite! statek prół z całą swoją predkością, było ciemno, nikogo orpócz mnie tam nie było...
stanełam na barjerce, rozłożyłam recę i krzyknełam:
-Jestem królową świata! juhuuuuuuuuuu...
poniosło mnie, was też by poniosło! wróciłam do siebie i nakarmiłam bolisie. zaczełam rozmawiać z pandą, a pingwin patrzył na nas zazdrośnie, bo nie miał z kim pogadać. Sprintek (bo tak się nazywa mój czarny blois, a drugi, różowy, czuprynka) zaczoł rozmawiać z niebieskim pufflem pingwina. czuprynka stała w kąciku swojego łózka i patrzyła (jest strasznie nieśmiała) jak sprintek rozkręca swoją rozmowe już nie tylko z siorbkiem (niebieski puffel) ale i z ciamkiem (czerwony puffel). w końcu jednak dzięki Sprinterkowi także zaczeła rozmawiać, ale tak mizernie. Ja sama dwoiedziałam się coś więcej od innej pandy, która nazywała się gracjapl. mówiła o tym, że bilet wygrała w loteri, bo jego właścieciel zachrowoał i zrezygnował z wycieczki. gracja miała jednego bloisia, bo reszte musiała zostawić, gdyz nie bardzo chciały jechać, no i miały jeszcze konkurs naukowy. Lecz ten jeden bolis był chory, a grzcja dowiedziała się o tym dopiero jka się rozpakowała, i on się jej poskarżył, że go gardło boli. leżał w swoim łóżku, lecz nie spał. gracja miała czarne włosy, krótkie za ucho, ulizane z grzywką. na sobie miała sukienke w czarno białą kratke, a buty miała też czarne, lecz bez obcasa, ale z rzemykiem, na oku miała tatuaż w kształcie gwiadzki. kolor jej futerka był czarny. razem udało nam się poznać imie pingwina, nazywał się pintuś. cały był ciemnoniebieski, na sobie marynarskie wdzianko, a na głowie marynarską czapeczke. bąknoł swoje imie, a potem zaczoł słuchać wolkmena i oglądac film na iPodzie. Późnym wieczorem poszłam z gracją na potancówki dla trzeciej klasy. było fajnie. gracja też dobrze tańczyła, ale o wiele lepsza była w siłowaniu się lub w graniu w karty. Tam byłyśmy prawie całą noc. nastepnego dnia płyneliśmy jeszcze szybciej, chyba z 50 węzłów na godzine! poszłam sobie sama przejść się po statku, gdy (jak na złość!) spotkałam bogatą i jej przyjaciólki!
- i jak? w tych twoich kajutach trzeciej klasy sa stoliki? a może pokojik do pogawędki? -czemu ona musi być taka nie znośna?-nie??? och, a to szkoda, bo gdzie zaprosisz swojego chłopka? -zanim zdązyłam cokolwiek powiedzieć, bogata rozkręciła się na dobre.
-bogata, daj spokuj przecież ona nie ma chłopka!-prychneła Aniani
-i nie będzie miała, kto by chciał taką biedną, brzydką pande i to jeszcze o niebieskich włosach!-wpadła jej w słowo jakrawa. Ani spiorunowała ją wzrokiem. nie lubiła jak ktos jej wpadał w słowo! lecz ja nie widziałam niczego, anie nic nie słyszałam. patrzyłam się na balkon nad nami. nie wierzyłąm włąsnym oczom! właśnie gdy bogata powiedziała "chłopaka" ona ujżałam pięknego chłopkaka, własnie na balkonie! był bogaty, miał kajute w pierwszej klasie, na sobie czarny garnitur, czarne, wypolerowane na połysk buty a co najważniejsze, niebieskie włosy! identyczne jak moje! tylko nie tak puszyste, i troche krótsze. bogata spojrzała na balokon, prychneła i powiedziała:
-kolejny dziwak! ale i tak lepszy od ciebie, a na pewno BOGATSZY! idziemy!-dziewczyny posłusznie poszły a ja się w niego wpatrywałam jeszcze przez kwadrans, aż on nie poszedł. potem długo jeszcze o tym myśłałam. zwieżyłam sie gracji, a ona zaczeła się śmaić.
-szkoda, pewnie łądne ciacho. ale jest bogaty, wątpie zeny związał się z kims takim jak my!- poczułam się troche urazona, ale tak czy siak gracja miała racje. westchnełam. mize miała racje? juz chciałam mysleć o czyms innym lecz nagle sobie coś przypomniałam. pamietam jak byłam amała i marzyłam by zostać reporterka. na spotkaniu w san franpanfu najsławniejszy reporter świata, powiedział:
-"w miłosci czy w rodzinie, służbowo czy prywatnie, gdy jest nadieja lub gdy nie ma jej nawet iskry to reporter nie często lecz zawsze pruje na przód, i nigdy, nigdy się nie poddaje!"
te słowa pamiętałam zawsze gdy pisłam bloga, gdy pisłaam dla gazetki bambo gazte. nigdy, nigdy się nie poddawałąm, i teraz też nie zamioerzałam!
-nigdy!-wyszeptałam i wybiegłam z kajuty.
-hę?-gracja nie mogła zrozumieć o co chodzi, a pingwin spiorunował ją wzrokiem, chyba myślał ze mnie obraźiła. pobiegłam na dziub. chyba kierowałam się intuicją, i dobrze, bo ona tam był! stał nad barierką i myślał. pomyślałam o moich bolisiach. o czuprynce, która zawsze bała się zgadać kazdego, i o sprinterku, który zagadywał bolisie spotkane na ulicy. postanowiłam że będę brać z niego przykład!
-zamirzasz skoczyć?-wypaliłam. miałam ochote zapaść sie pod ziemie gdy na mnie spojrzał. jego oczy (tak jak i włosy) były ciemno niebieskie. popatrzył na mnie jak na idiotke, i jakby się nad czymś dziwił. zamknełam oczy! ale jest głupia że o ogule coś do niego powiedziałam!
-wiesz, zastanawiałem się nad tym!- odpowiedział zartobliwie i się zasmiał. ze zdumieniem otwarłam oczy. nie wierzyłam1 powiedział do mnie jak do koleżnaki! oparłam się o barierke i powiedziałam spoglądajac w dół:
-nie radze, jest zimna.- znów na mnie spojrzał, ale tym razem z podziwem
-jak bardzo?-widac, ze się gorączkowo nad tym zastanawiał
-nie wiem, to zalezy. ale na pewno nie powyżej zera, bo jest późny wieczór, a to jest północny atlantyk. poczujesz jakby ktos w ciałe ciało wbijał ci szpilki.-zbladł
-aha-wymarotał i przełknoł śline
-więc dobrze, że nie skoczyłem
-a dlaczego chciałeś to zrobic?
-czułem się jak w pułapce pieniędzy. wiesz, czasem zazdrosze takim jak ty.
-czyli?
-biednym. takim którzy mogą robic co chca, pływać w zimnmej wodzie w ubraniu, taplać się w błocie. ja nie mogę. takim którzy sami zarabiają jna życie, którzy idą do pracy, spotykają przyjaciuł, i zawsze mogą robić na co mają ochote, nie muszą być zawsze na tip-top.- miał racje. nigdy się nad tym nie zastanawiałam. faktycznie, nie zawsze miałam kase na ulubione ubrania, ale zawsze mogłam robić co chce! nikt mi nie zabraniał sie taplać w błocie, wspinać na wulkan, a nigdy nie widziałam żeby bogata, Aniani albo jaskrawa to robiły. myślaam że nie chciały, ale zawsze sie zastanawiałam sie co jest takiego w jej spojrzeniu,. teraz wiedziałam. tam był smutek, zazdrość. spuściłam wzrok. nagle ożywiłam się. wpadł mi pewniem pomysł!
-co ty robisz zawsze wieczorem?-spytałam podchwytliwie.
-nudze się.-to mnie zbiło z tropu!
-nie idziesz do jakiejś restauracji, na potancówki itp.
-tam się właśnie nudze!
-a chcesz się choć raz dobrze bawić wieczorem?-ośmiechnełam sie podchwitliwie. myślałam że powie ze mu nie wolno, ze nie chce, ale warto było sprubować!
-pewnie1 o tym włąsnie marze!-a jednak!
*
zabrałam go tam gdzie zawsze ja z gracją spędzam wieczór. dziś jej jednak nie było. razem tańczyliśmy, on pokazał innym jak się siłuje, był duużo lepszy od gracji! bawiliśmy sie świetnie! na koniec on powiedział że zabierze mnie na swoje "nudy" ciekawy pomysł, no ale przecież nie może! one jednak powiedział ze zaporszeni moga, a on pożyczy jej jedną zw strojów swojej siostry! następnego dnia, a raczej wieczoru wystrojona w jakąś ciasna i niewygodną sukienke poszłam z nim na jego atrakcjie. sala była przepiękna, żarcie pyszne, ale nie było tam atmosfery! nikt sie nie siłował, jeśli ktos tańczył to tylko walca albo tango, nikt tam nie skakał, nie grał w karty, szczerze to sie tam nudziła, i gdyby nie muj ukochany niebiskowłosy nie wytrzymałabym tak. on nazywał sie snaksior, bardzo podobnie nazywał się jego brat, snaks. jego siostra zaś tamaki. ona jedna wiedziała o tym ze jestem z trzeciej klasy, bo przecież miałam jej sukienke. ale nic nikomu na szczęście nie powiedziała. nie bawiłam się fajnie, ale na szczeście byłam przy nim! snaks i tamaki byli w tym samym wieku, młodsi od snaksiora. ja też byłam od niego młodsza, ale starsza od nich. usmiechnełam się do niego. on mi się odwzajemnił.
*
szybko wróciłam do swojej kaujty. nie wiem cy cieszyć sie z tego wieczoru czy nie. szybko jednak zasnełam. obudził mnie wstrząs, a moze moja wyobraźnia? gdy zeskoczyłam z łóżka poczułam coś dziwnego!
koniec części drugiej!

titanic na panfu

dobra, oto obiecane opowiadanie! nazwa:






"Titanic na panfu"


Przechadzłam sie po tarasie zamku zła jak nie wiem co! Jak zwykle byłam spłukana, a chciałam sobie kupić wystrzałową bluzke. Oparłam się o płot. W oczach innych znałąm już całą wyspe, ale ja wiedziałam ze jest jeszcze wiele tajemnic kryjących się w niej. chciałam iść do dyzkoteki zobaczyć, czy nie ma przypadkiem w tym tygodniu jakiejś imry, bo musiałam się rozerwać, ale usłyszałam za sobą chichot trzch największych plotkarek panfu. nie lubiałam ich, bo były nieznośne, uważały sie za królowe, i nikt inny ich nie obchoził. Wszystkie trzy miały złoty pakiet, i uważały że pandy bez niego są gorsze. Jedyną ich (w moich oczach) zaletą było to, że nie strajkowały o zniknięcie zp. Bo i po co? były tak pogate, ze mogły sobie sprawić wszystko! Najgorsza z nich nazywała się Bogata, miała blond włosy, na które zkładała zawsze czarny beret. Dzsiaj miała na sobie białą, przykrótkawą i z kapturem bluze, na której widzniał broktaowy napis "panfu" na biodrach małą mini ze złoconym paskiemm, a na nogach błyszczały czarne buty na obcasach. Kolor futerka miała żółty, lecz ona mówiła że jest złoty. Pozostałe jej przyjaciułki maiły na imie Aniani i jaskrawa. Ani (w skrócie Aniani) miała różowe, krótkie włosy, różwoą sukienke z falbanaki, i różowe butki z kokardkami. na włosach miała (z tego samego kompletu co buty i sukienke) opaske z kwiatkami. Futerko miała różowe jak jej włosy. Jaskrawa ubrana była podobnie jak Ani, są jednak różnicą, że kolor jej stroju był żółty, włosy czarne z grzywką (proste jak drut, a krótkie tak jak włosy Ani) a jej futerko miało kolor błękitny. Wszystkie trzy miały bogatych rodziców (bogata: genka /mama/ lumpik /tata, Aniani: monka /mama/ ciupek /tata/, Jakrawa: mima /mama/ sinko /tata/) ale bogata była najbogatsza. żadna z nich nie miała rodzeństwa, i całe trio mieszkało w różowych pałacach. Uważały się za najlepsze na panfu! Normalnie obok nich przechodziłam bez słowa, świadoma tego ze zaraz po tym zaczną plotkować o moich nie modnych ciuchach. Ale nawet jak się ubrałąm najpożoądniej jak umiałam, to i tak się wyśmiewały ze mnie! dlaczego? to z powodu moich grubych, krótkich, niesfornych niebieskich włosach. nie dało się ich przefarbować, choćbyś nie wiem co robił! ale ja je lubiłam. dziś chciałam tak samo przejść noe odzywająć się nawet, ale one mi nie dały.
- i co, twoja chatka jest już pełna łez, czy nie stac cię nawet na nie?- zaczepiła mnie Bogata
-??????????- o co jej chodzi???
-och, patrzcie, jest tak nie mądra, że nawet nie wie o co mi chodzi!- kto tu jest nie mądry? samo nauczenie jej że panfu jest wyspą trwało cały rok! (na początku myślała że panfu jest jej królestwem!)
-O co ci chodzi? twoja głupota wymyśliła sobie jakąś niestworzoną okazje?
-Tak, jest okazja, ale nie zmyślona. nie wiesz że panuf zbudowało największy i najomcnejszy statek na świecie?- żeczywiście, o tym nie wiedziałam, bo nie kupiłam wczoraj gazety, i nie zamieżałam tego ukrywać.
- nie, nie wiedziałam, ale dlaczego miałabym wylewać łzy?- powiedziałm twardo
-bo ten statek odpływa za tydzien, a bilet w pierwszej klasie kosztuje 5 000 000! No cóż, na to cie, raczej nie stać- tu popatrzyła z drwiacym usmieszkiem na mó budżet ( 256 zł)- Więc specjalnie dla ciebie zobaczyłam ile kosztuje bilet w trzeciej klasie! tylko 999 999!
-coooooooo?- wyrwało mi się, zanim sie ugryzłam w jęsyk!
-Chi chi chi chi!- Jaskrawa i Aniani zaczeły chichotać, a bogata uśmiechneła się drwiąco!
-Chyba możesz się pożegnać z zweiedzeniem reszty świata, skoro cię na to nie stac! z tego statka robią wilkie wydażenie, każda szanująca się panda powinna tam byc!- prychnełai razem ze swoim psiapsiułkami odeszła do swojej chatk zeby się spakować. Zaraz poleciałam do kiosku kupić gazete. Bogata miała racje w kążdym calu! Titanic (bo tak nazywał się ten statek) odpływał za tydzioeń, i stawał w ameryce. Musiałam tam pojechać! szybko znalazłam prace w salonie piękności, i to był błąd, bo bogata i jej przyjaciułki chodziły tam przynajmniej 3 razy dziennie! na początku odnosiłam sie do nich z szacunkiem, ale w końcu nie wytrzymałam, i żuciałam sie na nią. natychmiast zostałam zwolnina, muj budżet wnosił 1 250 zł, a zostało pieć dni. udało mi się na szczęsćie zatrudnić w restauracji, i tam zarobiłam 10 000 zł. po trzech dniach musiałam jednak odejść z pracy, bo ktoś o lepszym doswiadczeniu zajoł moje stanowisko. zostały dwa dni, a ja miałam 11 250 zł! na jeden dzien stałam się dj i zarobiłam (łącznie z napiwkami) 13 450 zł. tak więc w przed dzien wyjazdu titanica miałam 24 700 zł! dalsze prubowanie zarobienia wyznaczonej sumy nie miało sensu. w pięć godin przed odjazdem wybrałąm się na impre (jakąś, podżedną) bo nie miałam serca oglądać wyjazdu titanica. siedziałam tam i piłam orenżade, gdy nagle DJ oświadczył konkurs tancerski, a zwycięsca dostanie 1 000 000! to było to! moja szansa! byłam świetna w tańczeiu! zaczełam wywijać dziekie pląsy, a w śród zawodników nikt mi nie dorównywał! wygrałam! miałam teraz cztery godziny żeby się spakowac, wpechnełam wszystko do walizy, wzełam swoje bolisie i poleciałam jak strząła na statek! zdążyłam dosłownie w ostatniej chwili!
koniec części 1!

sobota, 3 stycznia 2009

zmiana tamatu bloga!

hmm, ten blog raczej nie rozwinie skrzydeł, chyba ze... zmienie temat bloga! pisanie trzech blogów o tym samym temacie, i na kązdym ma byc inna ntoka, tyle nowości nie ma, więc notki były by na wszystkich trzech lobgach bardzo żadko, bo zaczełam jescze prowadzić blog razem ze snaksem! tak więc ten blog będzie opowiadał o... zmyslonych historyjkach o panfu! chodz o to, że jak np, pojawi się jakaś sprawa, to ja wyciągne z czego sie zaczeła, niektóre historyjki będa całkowicie zmyślone, inne troche oparte na faktach, a jeszcze inne będą przedstawiało co się zdarzyło wcześniej! postacie będą czasem autentyczne, a czasem zmyślone, fikcyjne! mam już jedną opowastke, ale dam ją jutro! papa!